Posty

Martwy chłód

3 weekend listopada przebiega jak najbardziej po myśli. Szkoda tylko, że nie mojej, a jesiennej depresji, która trwa w najlepsze. Śmiech ciśnie mi się na usta, gdy popatrzę na poprzedni tekst. Choć nie bardzo jest mi ostatnio do śmiechu. Tym bardziej +1 dla mnie. Nie całkiem jest dziś 3 weekend listopada. Raczej właśnie zaczął się 4 tydzień tego wspaniałego miesiąca, a ja, jak to na rasowego depresanta przystało, straciłam na dwa dni motywacje żeby pisać. Szary poniedziałek został ciepło przywitany przez pierwsze, magiczne płatki śniegu spadające z nieba, te z kolei zostały bardzo ciepło przyjęte przeze mnie. Do czasu, aż zauważyłam ich trochę bardziej hardcorową wersje na przedniej szybie swojego samochodu, wtedy już nie było tak ciepło. Kilkuminutowe skrobanie kilkucentymetrowej, zamarzniętej warstwy śniegu zaowocowało bólem dłoni, grymasem wykwitającym na mojej twarzy, bezradnością i ogólną złością. A przecież wystarczyło zaparkować pod dachem, lub zwyczajnie spodziewać si

Burze

Gdziekolwiek bym  nie była, zawsze doświadczam "ciężkich" przeżyć z danym otoczeniem. weźmy taki dzień narodzin. Już wtedy musiało być kiepsko, skoro od razu płakałam.. Może wiedziałam jak będzie w życiu?😁  Czas narodzin póki co zostawmy za sobą. Dzieciństwo. Przedszkole, szkoła. W sumie było fajnie, ale jednak nie do końca. Odwieczna walka płci czasem nie pozostawiała suchej nitki na jej uczestnikach, a tak się składa, że osobą godnie znoszącą wszystkie burze i walczącą z nimi byłam ja. Gdy teraz o tym myślę, ciekawe jest, iż zawsze próbowałam pomóc komuś w potrzebnie, nikt jednak nigdy nie stawał w mojej obronie. No cóż, to jednak świat dzieci, wtedy sprawy ważne nie były tak oczywiste. Chyba, że było się dzieckiem wśród dorosłych dzieci rozpętujących conocne wichury. Wtedy nawet stojąc pod dachem obrywało się piorunami, a co dopiero gdy stało się na środku pustej łąki, a schronienia nigdzie nie było. Wichury trwały, trwały. Kolejna szkoła, kolejna szkoła. Nie zan

Celibat

Dzisiejszy dzień, zresztą tak samo jak parę ostatnich, w dużej mierze upłynął mi na pochłanianiu kolejnych odcinków ukochanego i na nowo odkrytego Seksu w Wielkim Mieście, sprzątaniu, i rozmyślaniu o mechanizmach ludzkiego mózgu. Nie jestem oczywiście żadnym psychiatrą czy neurologiem, ale nie trzeba nim być, aby zauważać subtelne, lub i nie, schematy które rządzą ludzkimi zachowaniami nie od dziś. Na szczęście nie każdy jednak się im poddaje😉 Oglądanie Seksu w Wielkim Mieście niestety dobiegło końca.. Ostatni odcinek zjawił się nie wiadomo skąd, zaskakując mnie brakiem dalszej części. Koniec ukochanego serialu chyba za każdym razem będzie wprawiał w takie samo bolesne zdezorientowanie..  Jakie szczęście, że żyjemy w XXI wieku i możemy sięgnąć po prequele!   Urlop, który ostatnio sobie zafundowałam również dobiegł końca.. No cóż.. Nic nie trwa wiecznie. Mimo wszystko to jednak Seksu w Wielkim Mieście dużo bardziej będzie mi brakować..😖 💙 Dziwnym było by gdyby mój dzisiejsz